Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

Quite ou double, między dwie, rzekł Dziadek — ale — na ciemno!
Serebrenko spytał łagodnie.
— Na ciemno?
— Tak jest, ręką przykrywając karty z wierzchu, spiesznie rzekł Dziadek — ciągnie pan?...
Serebrenko się zachwiał, nie wypadało odmówić.
— Ale... do usług! do usług...
Ręką drżącą począł odłożywszy karty, ciągnąć dalej sztosa... gęstemi plie urozmaiconego... Dziadek stał spokojnie... po chwilce prosił o wstrzymanie.
— Los jest sprawiedliwy, rzekł, ukazując waleta i damę... Obie karty wygrały. Władek się skwitował, odetchnął, otarł czoło, spojrzał na Dziadka jakby go pytał czy ma grać dalej.
— Pozwolisz mi parę kart postawić za siebie? zapytał Szambelan...
— A! proszę, proszę... zawołał Władek.
— Czy idzie banco? odezwał się Dziadunio.. Serebrenko zbladł nieco...
— Czy idzie banco?
Nie było odpowiedzi...
Oczy Serebrenki spotkały się z Szymbora wejrzeniem i kapitan wybąknął po cichu: