Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

zówki nad tę jaką się będę czuł obowiązanym dać ci — po spełnionym czynie... bo chcę byś sam sobą władać się nauczył. Omyłki w życiu są nauką wielką, a te jakie ty dziś popełnić możesz — są błogosławione...
— Ale mój Dziaduniu, postawże się na mojem miejscu... mógłżem tego kielicha odmówić, wypiwszy go nie poczuć w głowie, a — co za tem idzie, nie siąść do gry...
— Nic się złego nie stało — przerwał Dziadek, potrzebowałeś tego doświadczenia... a masz w zysku że coraz lepiej Szymbora poznajesz!! Mówię ci kochany Władku... nie zważaj na mnie, nie myśl o mnie, jakby starego na świecie nie było... Ja jestem twoją aryergardą tylko...
Mówili tak długo, rozstali się w najlepszej komitywie... Dziadek tylko prosił Władka ażeby wygrane pieniądze odesłał do towarzystwa dobroczynności do Kalisza.
— Pieniądze wygrane licha warte, rzekł... spodziewam się że grać nie będziesz. Człowiek który gra namiętnie, wyrok na siebie podpisuje... namiętność ta daje patent na głupstwo.
Zmęczony, niezupełnie rad z siebie wrócił młody chłopak do domu... Tu znowu musiał się przed