Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

matką spowiadać z nieco przedłużonego pobytu i nie mógł ukryć przed nią wczorajszych wypadków, które jednak ubarwił przyzwoicie.
Halina pocałowała go w głowę...
Od kilku dni nie było w Zarębiu Antka Siekierki który jeździł do Warszawy, wrócił właśnie na kilka godzin przed Władkiem, pobiegł więc uściskać go i pomówić.
Dwaj towarzysze którzy dotąd żyli prawie jednem życiem, nie mając dla siebie tajemnic — teraz jakoś z każdym dniem stawali się sobie bardziej obcy. Siekierka umyślnie stronił od towarzystwa do którego wciągano Władka, żył odosobniony, uczył się lub szukał stosunków pomiędzy tymi do których się Władek zbliżyć nie myślał. — Był więc rodzaj chłodu pomiędzy nimi, który poczciwy chłopak chciał koniecznie usunąć i wrócić do dawnego stosunku, potrzebował bowiem powiernika... Duszę miał pełną Izy, a młoda szczególniej miłość pragnie się wylać przed kimś i szczęściem swojem podzielić.
Zaczął Władek od uścisku i opowiadań o swoich najróżniejszych przygodach, wyspowiadał się niemal do dna, zastrzegając tylko by Antek niektórych zwierzeń nie powtarzał... Siekierka słuchał