ka, jak aniół piękna, uczona jak professor, utalentowana...
Szambelan już nie słuchał, porwał się za głowę... z bladego stał czerwonym, z karmazynowego białym... i padł bezsilny na krzesło.
— Niemka! Niemka! powtarzał po kilka razy... doskonale... w dodatku powinna być luterka, kalwinka... Szymbor musiał taką wybierać umyślnie...
— Tak jest, ma być protestantka... dodał Antek — i heglistka...
— A tak! heglistka! doskonale! emancypowana! Gdybym nie wiedział czyja w tem ręka, poznałbym ją po dziele... Aby rodzinę zniszczyć, dosyć jest w nię wbić klin taki w spodniczce z filozoficznego pnia giermańskiego uciosany... Cudownie i wybornie.
Dziadek zdyszany mówił jak w gorączce.
— Nie wiesz jak się ojciec nazywa?
— Radzca von Stamm.
Stary pomyślał, począł sobie przypominać coś, ruszył ramionami... kiwnął głową — zmilczał.
— I — i Władek nikomu z nas o tem nie powiedziawszy słowa... tam bywa?
— Jestem tego pewny — odpowiedział Antek...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.