Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

Szymbor, ale cóż to dowodzi? Strzelb tego kalibru być może po świecie mnóstwo?
— Prawda, zawołał Dziad... ale ta... ta... ta... nie wiem tylko jeszcze dokładnie w czyjem ręku... była na owem polowaniu.
— Ma Dziadunio dowody?
— Znajdą się... rzekł zwolna stary...
— Ciekawa rzecz... zawołał Szymbor i urwał nagle, a po chwili dorzucił nabierając odwagi.
— Radbym tę strzelbę zobaczyć?
— Szambelan poszedł do kąta, wydobył dubeltówkę i milcząc podał ją Szymborowi... Ten wziął ją ręką drżącą i począł się przypatrywać pilno.
— To rzecz dziwna! zawołał... ale tak jest! tak jest! Ta strzelba była moją... oto znak... cyfra... Darowałem ją memu Kernerowi... a ten musiał sprzedać... Więc wie p. Szambelan na coby to wyjść mogło? oto na posądzenie że ja zabiłem Stasia...
Dziadek zdumiony zuchwalstwem Szymbora, który strzelbę w tej chwili dziwnie uśmiechając się stawił, spojrzał nań i czekał dalszego ciągu...
— Prawda, żeśmy się całe życie z tym poczciwym Stasiem żarli i kłócili... ale od tego do zabicia go na polowaniu... jeszcze daleko... Spodzie-