Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.

śniaków nadbiegło z wioski i żydek z drugiej strony na kobyłce przykłusował.
Ze trzech stron pokazywali się Moskale... Na tę wieść, acz jeszcze po pół mili i po mili oddalonego nieprzyjaciela, jakby iskra elektryczna przebiegła obóz...
— Do broni! na koń!!
Trzech natychmiast konno ruszyli za wskazówką przybyłych, aby dotrzeć i języka dostać... Nie można było wyruszyć nie rozwiedziawszy się dobrze w którą stronę iść wypadnie. Pułkownik naturalnie, jeśli oddziały Moskali były drobne i rozbite, na jeden z nich rzucić się zamierzał, jeśliby były znaczne, wyśliznąć się im lasami zamyślał.
Tym czasem obóz zwijano i ustawiono się do pochodu; — na niebie lekkiemi okrytem chmurkami, już dzień coraz jaśniejszy przeglądał...
Nim kolumna stanęła w gotowości, jeden z wysłanych wrócił i oznajmił że Moskali sam widział z lasu, obozujących koło sąsiedniej wioski, było mniej więcej parę rot piechoty, sotnia kozaków i jak się zdawało, jedno małe działko polowe... Pozycya którą zajmowali na wzgórku w miejscu odsłoniętem, przystęp do nich trudnym czyniła... Bokiem z cicha małemi drożynami wyminąć ich