Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/316

Ta strona została uwierzytelniona.

było łatwo nim by dzień nadszedł. — Tak się przynajmniej zdawało.
Rozedniało dobrze nim jeden po drugim wrócili dwaj inni posłańcy... I oni także w dwóch różnych kierunkach trafili na małe oddziały Moskwy, z których jeden zwłaszcza zdał się tak słabym i tak nieopatrznie rozłożonym, że pułkownik bez namysłu postanowił ważyć się nań i sprobować swojego żołnierza.
Zabezpieczywszy więc tył i boki kolumny o ile się to dało z tak szczupłemi siłami, które z kosynierami razem kilkaset nie przechodziły głów... posunął się oddział w milczeniu ku dolinie na której przyparty do lasku obozował ów moskiewski kapitan...
Zamierzano z jednej strony obejść od lasu, z drugiej puścić się polem i spróbować szczęścia... Trzeci moskiewski oddziałek był dosyć daleko, tak że lękać się nie miano powodu, by na strzały w pomoc miał nadbiedz... Dobra godzina upłynęła w cichym marszu... część kolumny wyprawiono w lewo dla zajęcia pozycyi w lesie, główna siła wytoczyła się na dolinę... i nim Moskale zaalarmowali się, poskoczyła do wsi... Sprawa zdawała się nader szczęśliwie rozpoczętą... Strzelcy poszli