przyjazd poprzedziły opowiadania... historye, nieprawdopodobne... Nareszcie bohater ów ukazał się na angielskim koniu z jockeyem, wystrojony jak dziennik mód... uzbrojony tak że od torby do różka każda fraszka jego przyboru była nowością, i ciekawością. Wszystko co miał na sobie było rodem z Paryża, Londynu.
Elegancyą, dowcipem, śmiałością i swobodą obejścia zachwycił płochą Justysię... wydał się jej ideałem. Stanisław Zegrzda który go widział w życiu po raz drugi, powziął do niego od pierwszego wejrzenia wstręt instynktowy... mimo najbardziej ujmującej powierzchowności czuć było chłód i fałsz od tej pięknej lalki, której uśmiech szyderski sprzeczał się z niezmierną łagodnością wyrobioną sztucznie. Dziadek na widok jego doznał tego samego wrażenia. Zgadzali się oba ze Stanisławem iż jak od jadowitego stworzenia coś odpychało od tego człowieka, chociaż usiłował pociągnąć, coś w nim straszyło... Chełpliwe kłamstwo, pochlebstwo, grzeczność upokarzająca... dowcip zjadliwy czyniły go miłym, a obawiać się kazały. Do głębi tego człowieka tak kwiecisto wyglądającego dostać się nie było można, wszystko w nim obrachowane dla oka, kryło jakąś przepaść niezbadaną... Żartem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.