puszczała do siebie, ale nie mówiła nic, chodziła zapłakana, rozdraźniona, nie mogąc spocząć na chwilę... Nadedniem rzuciła się w fotel i zasnęła...
Rano przebudziła się nie rychło, matka znalazła ją bladą, ale z książką w ręku. Nie była to książka od nabożeństwa, ale nowella Pawła Heysego.
Traf zdarzył — któż wie czy to tylko było trafem? że tegoż dnia z nad Renu przybył siostrzan pani Leonory dawno obiecywany w Waldau, nie znany tu nikomu, prywat-docent w uniwersytecie Hejdelbergskim, wykładający estetykę, dr. Leo-Franz Favius...
Sądzili rodzice iż Iza nie wyjdzie do obiadu, — ale się omylili, dobrowolnie bowiem zeszła ze swojego pokoju. Strój jej tylko oznaczał żałobny stan serca... wzięła na się czarną powłóczystą suknią, w której dziwnie jej było do twarzy. Blada, poważna, milcząca ukazała się zdziwionemu kuzynowi w całym blasku, jaki niewieście daje cierpienie.
Dr. L. F. Favius... professor uniwersytetu Hejdelbergskiego, wcale był niepospolitym młodzieńcem... Germański, a raczej saski typ najczystszy, postać jego piętnował. Słuszny, silnie zbudowany, ramion szerokich, oczów niebieskich, włosów konopiato-jasnych, rąk potężnych, nóg płaskich i roz-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/333
Ta strona została uwierzytelniona.