Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.

rozmysłach, po ostygnieniu z pierwszych wzruszeń... Iza wprawdzie uczuła wznowiony ból, wspomnienia, miłość — ale tyle myśli przeszło już przez głowę jej, tyle rozumowań okataplazmowało serce... walczyła z sobą tyle... iż w odpowiedzi mogła z najzimniejszą krwią... popisać się ze stylem, z talentem, z artyzmem, tylko nie z uczuciem. Odpowiedź była jakby wycięta z drukowanej powieści w listach... trzy razy zacytowała Heinego, raz Göthego i Schillera... Ostatecznie był to pięknie wystylizowany kawałek, który nie mówił nic i obrachowanym był tak, aby nie powiedział wyraźnie z czem jechał...
W chwili kiedy go Władek odebrał... przeczytał i zrazu nim się uszczęśliwił, nadjechał Dziadek i doktor zgadzający się na to, ażeby chorego przeniesiono ostrożnie w umyślnie zrobionej lektyce za granicę...
Wiadomość ta dobiła Hannę... kończyło się jej miłosierne posłannictwo, ostatnie marzenie... nie taiła się przed sobą, iż musiała z nim rozstać się na wieki, że go już nie ujrzy więcej. Wracała z obrazem tych dni i nocy przebytych u łoża chorego... na rozpamiętywanie ich przez życie całe...
Złamana bolem, musiała jednak pamiętać na