Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/342

Ta strona została uwierzytelniona.

jęło ją, zlękła się aby nie upaść na chorego, cofnęła się i chwytając za krzesło, potoczyła omdlała na podłogę...
Nadchodzący Dziad i doktor podnieśli ją... zrozumiawszy jaki piorun obalił biedną istotę... Powoli sprowadzili na dół do Nagurskich i trzeba było położyć, gdyż nagle siły ją opuściły zupełnie... Dziad milczał, ale przyspieszyło to tylko chwilę wyjazdu, a raczej wynosin Władka...
Środki wszelkie bezpieczeństwa tak trudne naówczas do obmyślenia na granicy, wcześnie wielkim kosztem i staraniem najzabieglejszem zostały przedsięwzięte... Całą drogę niemal aż do miejsca, w którem granicę przebyć miano, ostawiono czatami, straże pograniczne upojone, zapłacone, ujęte zostały... z drugiej strony od Prus czekał wóz ambulansowy umyślnie sprowadzony z Berlina, dokąd wprost małemi etapami miał udać się Władek.
Przygotowania te w części sam ów niezmordowany Dziadunio poczynił; a z drugiej strony lekarz Niemiec z Berlina wezwany, który się podjął doprowadzić na miejsce rannego. Temu to przypisać należy, iż pierwszy nocleg w Prusiech naznaczony został w Waldau, w oberży pod Pruską Koroną.
Dziad który w kilka dni później miał się udać