na fizyognomii, w pulsie chorego stan niezwyczajny, którego przyczyny nie mógł się dobadać.
Przypisał on to z razu znużeniu podróżą i nakazał zupełny spoczynek.
Był to człowiek łagodny, dobry i doświadczony, ale mimo sympatyi dlań wahał się Władek z wyznaniem przed nim niepokoju gorączkowego...
Doktor usiadł przy łóżku.
— Powiedz mi pan — rzekł — co panu jest? przed kilku godzinami zdawałeś mi się spokojnym... czy się gorzej czujesz? czy cię podróż znużyła?
— Nie — nie, jest mi dobrze — odparł Władek, ale łacno pan pojmujesz... mam widzieć matkę... opuszczam kraj... mimowolnie przyszłość moja nasuwa mi się na myśl... a przytem samo to miejsce...
— A cóż ma za wpływ miejsce? zapytał zdziwiony lekarz.
— Mieszkają tu dawni, dobrzy moi znajomi, z któremi mnie ścisłe, bardzo ścisłe łączyły stosunki...
Władek nie śmiał powiedzieć więcej, ale po rumieńcu, po milczeniu lekarz się wiele domyślił.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/344
Ta strona została uwierzytelniona.