Znał on radzcę von Stamm i jego córkę, odgadł prawie przyczynę pomięszania chorego.
— Wątpię bardzo — rzekł — czy rodzina pp. Stammów, którą znam z dawna, znajduje się w domu. Zdaje mi się żem coś słyszał, jakoby wyjechali za granicę. Ale pójdę do dworu, to ztąd trzy kroki, dowiem się... Jeśli są, pewnie się widzieć z panem zechcą.
Władek tak żywo, z takim wyrazem wdzięczności pochwycił go za rękę, iż lekarz nie miał już najmniejszej wątpliwości, że sprawa sercowa niepotrzebnie mu miała kuracyą skomplikować. Nie był on za tem, aby chorego narażać na najprzyjemniejsze, ale silne wzruszenie... Wszakże postanowił raczej zapobiedz zbytniemu rozczuleniu, niż całkiem odmówić przystępu Stammom, jeżeliby oni sobie tego życzyli...
— Leż mi pan spokojnie, odezwał się biorąc za kapelusz — odpoczywaj, a ja pójdę do dworu przekonam się tam na miejscu czy dziedzice w domu...
Lekarz wychodząc na wszelki wypadek zostawił felczerowi instrukcyą, aby bez niego nie wpuszczano nikogo i wywiadywać się niedozwolono; sam zaś pospieszył do dworu...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/345
Ta strona została uwierzytelniona.