o was... ale sama, dobrowolnie unikała przykrego spotkania. Wysłała mnie tylko... Wnieście z tego co się wam podoba, ale lepiej jest, ażebyście się nie łudzili nadziejami. Iza miała czas rozmyśleć się nad niemożliwością tych stosunków... Wiecie, że ma wolą własną, że my nie zmuszamy jej do niczego... to jej przekonanie.
Władek choć uderzony tem boleśnie, zniósł cios stoicko.
— Tak, panna Izabella ma słuszność, odparł, w istocie dziś szczególniej z jej strony byłaby ofiara, a ja nikczemnym bym się okazał, gdybym jej śmiał żądać, spodziewać się i przyjąć. Chciałem tylko was pożegnać i za uprzejmość podziękować waszę.
Radzca nieco się skłonił, myśląc w duchu — roztropniejszy jest niż sądziłem.
Młodemu chłopcu szło o to aby bolu nie pokazał, aby się nie wystawił na politowanie, z gorączką mówił dalej uśmiechając się.
— Mam nadzieję że panna Iza znajdzie kogoś godniejszego siebie... właściwszy uczyni wybór i będzie szczęśliwą. Czego z serca życzę... Dobra noc, panie radzco... droga mnie znużyła... dziękuję wam za łaskawe odwiedziny.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/351
Ta strona została uwierzytelniona.