Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/371

Ta strona została uwierzytelniona.

chał ją jak brat... któż wie, obudzi go może do życia!
Ale szczęśliwy ten pomysł przyszedł zapóźno, Hanna wyjechała do Warszawy z postanowieniem wstąpienia do Felicyanek... wiele czasu potrzeba było, aby ją ztamtąd wydobyć... aby wyprosić żeby ją na świat boży wypuszczono...
Właśnie w tej chwili gorączkowo oczekiwano przybycia Hanny, a żadnej o niej wiadomości dotąd nie było. Dziad powątpiewał czy przyjechać zechce. Wysłana po nią pani Nagurska nie powracała. Władkowi nie wspomniano nawet o niej... Lekarz zgodził się na to że przyczyną pogorszenia było cierpienie moralne, że uczucie mogło by... może, wywrzeć wpływ i sprawić cud...
Mało wszakże było nadziei.
Każda dorożka przejeżdżająca około willi wywoływała starca do okna... spodziewał się owego wysłańca pokoju i nadziei... co godzina — co chwila.
On jeden miał jeszcze siłę, wolą i nie odpoczął na chwilę...
Dziwną jego energią musiał młody Antek podziwiać, sam na podobną zdobyć się nie mogąc,