Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

uroiwszy sobie, że po stryjecznym Dziadzie bezpotomnie zmarłym miał prawo do królestwa Madagaskaru. Był to człowiek niegdyś bardzo światły, professor szkół wyższych, filolog i historyk... ale bzika tego dostawszy, puścił się w świat z nim... przygotowując zawsze z flotą, którą ekwipował na odzyskanie przodków spuścizny. Znano go w okolicy, litowano się nad nim a po troszę bawiono, obłąkanie jego było łagodne, spokojne, poważne... nieszkodliwe... ale że u ludzi nie dość czynną znajdował pomoc, miał do nich pretensyą i z goryczy płynęły mu czasem nielitościwe sarkazmy przeciwko wiekowi, czasom, obyczajom i t. p...
Beniowski całemi godzinami niekiedy mówił tak rozsądnie, sądził tak zdrowo, że gdyby nie owa gwiazda na piersiach wziąćby go można za zupełnie przytomnego i niepospolicie udarowanego człowieka... na nieszczęście wśród takiej rozmowy właśnie... nagle wtrącił zawsze coś tak niespodzianego... dzikiego, iż w złudzeniu tem długo trwać nie dozwolił.
— Najściślejsze incognito, rzekł do Dziada... proszę mnie nie zdradzać... po prostu Beniowski Karol bez żadnego tytułu... jakkolwiek jestem Karolem II.