Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

Straciłeś żonę, córkę którą kochałeś, zięcia który nie był bardzo zły; wnuka który był bardzo dobry... no... i...
Spojrzał na Władka i wstrzymał się.
— Kochany Szambelanie, skończył, nie mogę dokładnie oznaczyć natury twojego bzika, ale go musisz mieć. — Ze skutków wnoszę o przyczynie... żyjesz... Wszyscy jeneralnie są obłąkani... ale Pan Bóg im daje w pilniejszych potrzebach chwilową przytomność.
Dziadek się uśmiechnął smutnie...
— Czy i z przeszłością robiłeś studya? zapytał.
— A jakże! a jakże! zawołał Beniowski... jednego nie mieliśmy bohatera bez ćwieczka... tylko jeden czapką drugi wieńcem jak cezar łysinę, inny koroną ćwieczek przykrywał... Wydam o tem dzieło... ale gdy już będę w domu.
— Kiedyż w podróż? mówił Dziad.
— Wprędce... ściągam fundusze na zakupienie statków w Ameryce... kłopotów mnóstwo... a wszystko na mojej głowie...
— Zkądże jedziesz teraz?
— Z Poznańskiego — rzekł wzdychając Beniowski... ale tam już germania taka że jak pod płotem