Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.





CZĘŚĆ DRUGA.
I.

Cyrulik, który się podjął chętnie pilnować w nocy chorego, był to mały człowieczek, kuternoga na nieszczęście, ale mający w sobie nieco cyruliczego dawnych czasów charakteru. Niepowstrzymany gaduła, wesół, jak szczygieł, żartobliwy, znał miasto, ludzi, ulice i swą kochaną Warszawę na palcach; złośliwy był nieco, ale w gruncie poczciwy.
Z okrutnego łobuza wyrósł na rodzaj trefnisia, a łotrostwo młodości, po którem pamiątkę nosił, okulawiony swawolą, całe dziś przeszło do gęby i języka. Niedowiarek i pobożny, miał swoją warszawską, tę poczutą więcej serdecznie, niż wyuczoną wiarę uczciwą, która się o dogmat niebardzo troszczy, a wszystko mierzy uczynkiem.
Jak pewna większość naszej ludności, cyrulik sądził się katolikiem, i był nim, ale od każdego uciekłby katolika, gdyby mu w nim Moskal zaśmierdział, i nietyle mu szło o obrządek, ile o chrześcijaństwo w sercu, o miłość, o ofiarę.
Jak wielka większość, był demokratą, nie uczonym z książki ale z tradycji, nie lubił tego, co się pięło do góry, choć szanował to, co z cnoty wyszło na wierzch, drwił sobie z oznak urzędowej wielkości i miał się za równego