Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.
107
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

w niemej walce z rządem, już coraz mięknącym, ale widoczne było, że zwycięstwo zostało po naszej stronie. Pod wieczór zebrani obywatele w resursie wydelegowali z między siebie posłów do księcia Gorczakowa; ten krok już był poczuciem siły, władza przeszła cała niemal w ręce kilku ludzi, którzy ją oddali miastu, zaklinając, abyśmy dowiedli, że się rządzić potrafimy. Wojsko skutkiem tych układów w zamku, które były abdykacją rządu, głupią ale uczciwą, zaczęło powoli ustępować — ludność się uspokoiła; wśród ciszy uroczystej ulic życie całe zbiegło do resursy, do Europejskiego hotelu, w którym złożono ciała poległych, do cichego pałacu Zamojskich, w którym Towarzystwo Rolnicze radziło nad odzyskaniem utraconego stanowiska, nie nad ratunkiem kraju — kraj dlań stanowił komitet.
Tymczasem Jędrzejowa, jak skoro się uciszyło, pobiegła, aby zobaczyć się z synem, przecisnęła jakoś do domu i upadła na progu, zastawszy izdebkę pustą. Nikt nie wiedział, co się z Frankiem stało. Matce przyszło na myśl, że go Moskale zrana wyszukać musieli, bo nie mogła przypuścić, by syn wyszedł.
Nie umiano tu nic o nim powiedzieć. Cyrulik Federowski zaklinał się, że do białego dnia go pilnował, później nikt nie wiedział o nim, a Moskali w domu, ani policji nie było. Staruszka leżała na schodach, ręce rzuciła na ziemię, głowę na nich zawiesiła i płakała, rycząc i zachodząc się biedaczka.
Z drugiej strony Anna, niespokojna także, z opowiadaniem o zwycięstwie szła do Franka, a zamiast niego, znalazła matkę, leżącą i jęczącą boleśnie w progu.
— Co się stało? Franciszek...? Gdzie jest Franciszek? — zawołała blednąc.
— Niema go! Niema! Niema! — krzyknęła matka z wyrazem tragicznej boleści, którą rozpacz tylko dobywa