Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
117
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

niłeś matkę i uczucie, które sam Bóg szanować przykazał. Jeżeli masz ojca lub matkę, oni cię kiedyś odepchną, jeżeli masz dzieci, one się ciebie wyprą... Słyszysz, boleścią zesłaną mi od Boga przeklinam cię; niech zginie syn mój, a krew jego na głowy wasze, potwory!!
Mimo zahartowania, biurokrata zbladł, jak chusta, drżał, bełkotał, przekleństwo to brzmiało w jego uszach, jak wyrok nieodwołalny. Kręcił się, usiłował uśmiechać, ale wargi mu posiniały, a oczy pobladły.
Jędrzejowa wyglądała bohatersko.
— Sługi bezdusznych — wołała — będziecie przeklęci! Niech wasza starość spłynie w osamotnieniu, niech konanie ciężkie przedłuży się w opuszczeniu, na pustyni! — Nie znaliście ludzi, niechaj was świat nie zna... Bądźcie przeklęci! Bądźcie przeklęci!
Było to u wrót Cytadeli. Urzędnik stał, jak wkuty; sołdaci, którzy nieco rozumieli, drżeli, patrzyli, czy kto kobiety pochwycić nie każe, ale biuralista zawrócił się, zagryzając wargi i powoli wszedł przez most, zgnieciony tem anathematem.
Zepsuty, zardzewiały w tej atmosferze niszczącej, miał jeszcze coś ludzkiego w sobie na dnie, i, gdy Jędrzejowa powracała do domu — on powlókł się szukać jej syna.
Franek był wistocie w szpitalu Cytadeli. Po strzale, który tyle piersi szlachetnych rozkrwawił, z przestrzeloną nogą upadł, biedny, na bruk, tracąc przytomność. Rzucili się go ludzie ratować, wniesiono do sąsiedniego sklepu, gdzie mu obwiązano nową ranę, a boleść go ocuciła; ale w tejże chwili policja i żołnierze pochwycili go zaraz, pociągnęli naprzód do zamku, skąd go później odesłano do tego ogólnego magazynu ruskiego, który się zowie Cytadelą.
Wiemy już, ile przez więzienia rosyjskie przejść może