Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
138
J. I. KRASZEWSKI

Czapiński junior myślał się jeszcze z bogatą wdową po jakimś mieszczaninie ożenić, gdy nagle apopleksja przyszła przed zapowiedziami.
Spadek po zmarłym bez testamentu i potomstwa bracie przypadł wcale niespodziewanie profesorowi, który nie chciał zrazu wierzyć oczom i uszom, gdy inwentarz okazał w gotówce, listach zastawnych, akcjach kolei i t. p. do czterechkroć stu tysięcy złotych, nie licząc weksli mniej pewnych i zaplątanych xx należytości.
Zmieniło to nietylko przykre dosyć położenie emeryta, nietylko jego dla córki nadzieje, ale — niestety — nawet sposób jego zapatrywania się na świat.
Profesor, choć stary, uległ dziwnej metamorfozie: uczuł wstępującą w siebie powagę kapitalisty; grosz, o którym z Seneki i Horacjusza prawił tak pogardliwie, nagle mu zasmakował. Znajdował teraz, że jest niezbędnie potrzebny do życia, że ci tylko nie uznają jego ważności, co sami go nie mają. Przeraziło to Annę, ale na nią nic a nic nie wpłynęło; pozostała, jaką była, owszem pilniej jeszcze czuwającą nad sobą, aby się nie zepsuć i nie zmienić.
Wieść o tym groszu burmistrza rozbiegła się po mieście z ust prawnika, którego Czapiński użyć musiał do likwidacji. Powiększono nieco spadki dla tem większego efektu.
Anna była bogatą dziedziczką, młodzież znajdowała ją teraz daleko jeszcze piękniejszą. Pan Edward już nie przez punkt honoru eleganta, ale naserjo starać się o nią począł.
Jego szlachectwo, stosunki, koligacje, rozum statysty — mówił teraz profesor Czapiński — bardzo go u ojca panny dobrze stawiły.
Wielki ów opozycjonista i patrjota, republikanin-emeryt, zszedł z tej roli nieznacznie na zachowawczą,