Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.
155
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

spisków, dójdzie i tak ich wątku; ale tu idzie o rychlejsze uwolnienie cierpiącego syna pani.
— A, idźże ty mi, judaszu, do trzysta tysięcy djabłów! — zawołała, pięścią w stół bijąc, owocarka — Jeszcze czego brakło? Syn mój, to życie moje, to wszystko... Marłam ja z głodu dla niego — ale gdyby miał podłością ocalić siebie i mnie, wyparłabym się go na wieki.
Na takie dictum acerbum urzędnik pobladł, jak chusta, nie stracił przecie miny przyzwoitej i nie rozgniewał się.
— Ale, droga moja pani — rzekł — czyżbym ja mógł pani i jemu podłość doradzać? Tu idzie tylko o szczerość, dla niego i dla cierpiącej braci będącą jedynym ratunkiem. O, opamiętajcie się przecie, bo to daremne ofiary.
Ruszył ramionami.
Jędrzejowa po wybuchu płakała znowu; widząc, że tu nic nie wskóra i nie przekona, jak wszedł, wymknął się powoli przyjaciel nieznany, na progu tylko w formie pożegnania wyrzekłszy jeszcze:
— Proszę mi wierzyć, że uczucie chrześcijańskie i serce mnie tu prowadziło; przyszedłem z obowiązku miłosierdzia... bardzo ubolewam, że się tu przydać nie mogę, ale nieszczęsne zaślepienie ogarnęło wszystkich.
Jędrzejowa trzęsła się ze złości.
— Patrz — zawołała za odchodzącym — z dobrą radą mi przyszedł, abym ja dziecko na podłość namawiała!
Ledwie chwila upłynęła i kroki usłużnego doradcy ucichły na wschodach, gdy inny, śpieszniejszy chód zaczął się zbliżać ku górze — drzwi przymknęły się ostrożnie, Młot zajrzał przez nie. Ale nie poznałyby go były, chyba oczy matki lub przyjaciela, tak był doskonale przebrany.
Zmuszony kryć się i chować, gdyż imię jego było oddawna na liście proskrypcyjnej, Młot codzień wyglądał inaczej. Metamorfoz tych z prawdziwym dokonywał