Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.
159
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

człowieka, który jednak z badania na miejscu okazało się, że tam mieszkał... i tak biedny chłopak wydobył się znowu na wolność!
Wolność! Ale jestże kto wolny w tym kraju, który cały dokoła opasuje żelazna krata bagnetów, gdzie pod pozorem to wojny, to polityki, to podejrzeń, można na każdego napaść, każdego uwięzić, i bez sądu, bez dowodu, bez miary winy, za złamaną szpilkę posłać na wiekuiste roboty do kopalni?... Jestli kto tam wolny, gdzie ani myśl, ani słowo, ani serce, ani ubiór, ani barwa jego, ani chód, ani postawa, ani smutek i litość nie są swobodne, gdzie, jeśli fantazja rządzących nie podoba sobie człowieka, nie pyta o prawo żadne?
Rozszerza się tylko czasem więzienie, izdebkę zmienia na miasto, na prowincję, na szerszą przestrzeń, opasaną zawsze strażą, groźbą, łańcuchem szpiegostwa.
Człowiek, który miał nieszczęście tu się urodzić, nawet zbiegając stąd, by wolniejszem odetchnąć powietrzem, nie śpi i nie je spokojnie, bo go grzech pierworodny poddaństwa rosyjskiego ściga, jak Kaina przekleństwo Boże.
U drzwi stała Kasia ze dzbankiem wody, gdy nadjechał Franek; oczom swym uwierzyć nie chciała, upuściła naczynie, krzyknęła, pobiegła do niego ściskać i całować, jakby był jej bratem.
— O mój Boże! Otóż się pani kochana ucieszy! A tu niedawno przychodził ją ktoś namawiać, aby szła za paniczem prosić; sfuknęła go jejmość strasznie i odpowiedziała, że się już więcej upokarzać nie będzie... myślała, że to znowu jaka zdrada. A, paniczu mój, jakże to ty wysiądziesz?... Jak się dostaniesz na górę?!
Ale kilku sąsiednich rzemieślników a przyjaciół Jędrzejowej zbiegli się zaraz z okrzykiem; dopomógł i dorożkarz, i tak powoli na rękach go przez ciasne schodki wniesiono, co niebardzo łatwe było.