Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.
161
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

pobiec zaraz uścisnąć dłoń przyjaciela. Niestety, nie mogła; nie było pozoru do wyjścia tak późną porą, a pan Edward zabierał się ubawić ją wieczór cały opowiadaniem ze swego stanowiska o niedorzecznościach czerwonych.
Profesor, którego zwycięstwo moralne stronnictwa ruchu, jego przewaga, znowu wpędziły w opozycję przeciwko niemu, jak wprzódy był w opozycji z rządem, którego zresztą majątek nabyty uczynił przyjacielem spokoju, dosyć sympatyzował z Edwardem.
Gdy tak smutno wieczór upływał w mieszkaniu na Podwalu, u łoża Franka siedziała Jędrzejowa, pieszcząc go, opowiadając mu różne swoje osobiste cierpienia, marząc na jawie o przyszłem szczęściu.
Przypadek chciał, by się tego samego dnia rano wygadał ktoś przed nią o bogactwach, spadłych na Czapińskiego, o fortunie, powiększonej jeszcze, jak zwykle, przez usłużne języki.
Jędrzejowa, która Annę ubogą odstręczała, zdumiała się zrazu; zaprzeczała nawet, nie mogąc pojąć, dlaczegoby to przed nią tajono; naostatek uwierzywszy, pomyślała cicho, że to byłaby dobra żona dla Franka, który ją tak od dzieciństwa kochał... Franek z nią nie potrzebowałby przynajmniej na chleb pracować.
I przykro jej było, że tak Annę do siebie zraziła, i gniewała się i frasowała staruszka, a sądziła, że syna ucieszy, zwiastując mu to niespodziane szczęście.
— Wyobraźże ty sobie, moje kochanie — odezwała się, naopowiadawszy dowoli o wszystkiem, co jej radość do ust przyniosła — wszakto ci Czapińscy... jacy to ludzie szczęśliwi!... Toćto oni już od kilku tygodni czy więcej... ogromną, ale — słyszę — ogromną po bracie jego odziedziczyli fortunę. Anna będzie bogatą dziedziczką.
Franek wstrząsł się, jakby piorunem rażony; matka