Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.
23
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

przeglądała, płynąc bujnemi falami; włosów ciemnych, oczu czarnych, główkę miała nieco małą, rysy drobne, ale dziwnie powabnego wyrazu. Zimny rozbiór tej twarzyczki, coś mającej w sobie dziecięcego, nie dozwalał nazwać jej piękną, przecież wśród stu rówieśnic oczy się do niej ciągnęły i oderwać nie mogły. Miała ten powab, jaki daje zwita razem myśl wyswobodzona i serce żywo bijące; w jej oczach świeciło uczucie i rozum, usta śmiały się mądrością i miłością.
Pomimo pracy wszelkiego rodzaju, którą się nie brzydziła, bo pióro, równie jak igła obce jej nie były, Anna instynktem kobiecym dbała o swe śliczne rączki, a ubiorowi, niezmiernie zawsze prostemu i skromnemu, umiała nadać taki powab, żeś ją wśród najbardziej świecących toalet musiał wyróżnić. Niosła z sobą woń wyższości jakiejś. Często wielkie panie ustępowały jej z drogi, jakby czuły w niej przebraną królowę.
Dodajmy, że z powagą łączyła dziecinną prostotę.
Wpływ ojca, któremu winna była całe swe, w istocie wielkie i w jej główce szczęśliwie rozwite o własnych siłach ukształcenie — uczynił z niej ślepo doń przywiązane dziecię, wylaną dlań niewolnicę i sługę.
Anna trudy ojcowskie, wymawiane jej niemal codziennie z szorstkością nielitościwą, opłacała zaparciem się siebie zupełnem. W domu była wszystkiem dla nieskończenie wymagającego Czapińskiego, w mieście pracując i zarabiając dawaniem lekcyj po pensjach i domach prywatnych, odnosiła swój gorzko zapracowany zarobek, aby nim zwiększyć wygody ojca... Sama często nie miała sukienki, łatała swoje nędzne ubranko, które i długo służyć i świeżem się wydawać musiało — ale starała się, aby staremu na niczem nie zbywało, pieściła go, jak dziecię... A coraz też, starzejąc, stawał się on więcej wymagającym, zgryźliwszym i trudniejszym w życiu.