Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.
47
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

III.

Profesor Czapiński, ojciec Anny, należał do tych ludzi, którym świat zdaje się nato tylko stworzony, aby oni z niego szydzić i naigrawać się mogli. Całe jego życie upływało na narzekaniach i gorzkiej krytyce ludzi i ich spraw; w każdej rzeczy upatrywał stronę krzywą najłatwiej i tylko ją mógł dojrzeć. Gdy mu życie nie dostarczało materjału do oburzenia, naówczas gniewał się na otaczających, na siebie, lub milczał kwaśny. Potrzeba było przywyknąć wielce do starego, aby z nim wyżyć; bo najweselszy człowiek czuł się wkońcu przybity tem usposobieniem zgryźliwem, nieprzebaczającem nigdy i nikomu.
Czapiński doświadczał pewnego rodzaju dziwnej satysfakcji, ożywiał się, młodniał, uśmiechał się, gdy mu dobra jaka spadła gratka, gdy się o czyjem głupstwie, lub szkaradnej myłce dowiedział. Naówczas zacierał ręce, błyskały mu oczy, a z ust płynął potok wyrazów natchnionych. Tylko istota natury tak prawej, świeżej i młodej, serca tak szczęśliwie obdarzonego, jak Anna, mogła przy nim nie zmienić się w mizantropa, nie nabrać tego umysłowego i sercowego nałogu sarkania przeciwko wszystkim i na wszystkich. W Annie przeciwnie wyrobiła się tylko — przez prawo antytezy — niewysłowiona dobroć i pobłażanie; a skutkiem tych ojcowskich na świat napadów, dziewczę w wiośnie życia, z uczuciem gorącem i pragnieniem szczęścia, pokoju, z marzeniami raju, zawcześnie się uzbroiło w niewiarę, w rezygnację, w męstwo, na jakiem zbywa najczęściej temu wiekowi.
Nie popsuł jej ojciec, podniósł tylko wyżej, niżby stanęła o swej sile. Inna może nie potrafiłaby kochać tego, co jej tak czarno malowano; w jej sercu obudziła się litość tylko i większa jeszcze miłość dla ludzi; czuła ich ułomnymi, nie uznawała występnymi.