Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
54
J. I. KRASZEWSKI

równie strojnie, jak wprzódy, ale już pod wieczór inaczej ubrany.
Byłto chłopak młody, dosyć majętny, mieszkający w Warszawie w widokach jakiejś urzędowej karjery, mający tymczasowo zajęcie w biurach towarzystwa kredytowego i rolniczego, a trawiący zbywające od niewielkiej pracy godziny na poszukiwaniu miłości prawdziwej, o której marzył, czując się do niej zrodzonym. Miał bowiem fizjognomię lalki od fryzjera i serce (zdawało mu się) bardzo czułe. Wprawdzie pan Edward nadewszystko poszukiwał towarzystw wyższych, wciskał się do domów znaczniejszych, upędzał za stosunkami pańskiemi i mniemał się wyższym nad świat pospolity i ulicę, o której zwykł był mówić z uczuciem szlachetnego oburzenia lub politowania; ale, przekonawszy się, że w salonach miłość jest niezmiernie trudna do znalezienia, gonił za nią w strefach pośrednich. Pan Czapiński był niegdyś jego nauczycielem; Anna zdawała mu się łatwą pastwą przy jego zewnętrznych i wewnętrznych przymiotach. Nie szło mu to jednak wcale; ale początki zawsze są trudne, i Edward się tem nie zrażał. Profesor widywał go dość chętliwem okiem, gdyż znał położenie i majątek rodziców; a mimo, że Anny wydać sobie nie życzył, taka dla niej partja zdawała mu się nie do odrzucenia.
— Choć dziewczyna czegoś lepszego warta — mówił w duchu — ale w teraźniejszych głupich czasach z biedy i taką lalkę wziąć można. Toby się, dobrze poprowadziwszy, uformowało.
Poparty ojcowską uprzejmością, Edward bywał w ich domu. Dzisiejsze ranne spotkanie i dosyć niegrzecznie dana mu odprawa przy Franku, zamiast go zrazić, dotknęły do żywego; miał chętkę pomszczenia się na Annie i przyszedł umyślnie wieczorem. Zastawszy Franka, którego tu zobaczyć nie spodziewał się, jakoś się trochę zmie-