zasłonić, gdy czytają Kołokoła lub przekradzione pamiętniki Hercena. Car nie jest już może dla nich tym panem bogiem młodszym, jakim niegdyś bywał, ale pozostał przesądem. — Nie czczą go już, jak bóstwo, ale się go jeszcze lękają, jak szatana.
W ciągu kilku tych miesięcy parę razy powtórzyły się śmielsze manifestacje i rozpoczęły ukazywać biedne, nieśmiałe druki pokątne, na szarym papierze, odbijane szczotkami. — Pierwsza i największa z nich, przygotowana przez młodzież, odbyła się w rocznicę d. 29 listopada na Lesznie, w ulicy, przed obrazem Matki Boskiej. — Lud przybył tu tłumnie wieczorem, pokląkł i zaśpiewał pieśń patrjotyczną głośno, po raz pierwszy od lat trzydziestu. Dźwięki jej rozległy się i odbiły od zdumionych uszu tysiąców.
Tłum mimo błota i chłodu był ogromny; ścisk ludu, szczególniej kobiet, nadspodziewany, wrażenie tego wieczora potężne, elektryzujące. Wszyscy powrócili do domów przejęci, rozżarzeni, spłakani, ale z uczuciem zwycięskiem. W czasie tego nabożeństwa rozdawano między przytomnych wizerunek Kilińskiego, modlitewki, ewangelję listopadową... Policja i żandarmi stali osłupieni, patrzyli, nie wiedzieli, co począć.
Franek, Anna, nawet stara Jędrzejowa byli tego wieczora na Lesznie. Franek przysposabiał i kolorował obrazki szewca-bohatera, stara je rozdawała z innemi; ona też pierwsza zanuciła pieśń zakazaną, zrazu nieśmiało, ale gdy ją poparły tysiące ust i piersi, rozległa się głośno i wycisnęła łez potoki.
Od tego dnia, który dawał jakąś otuchę, bo przeszedł prawie bez aresztowań i dośledzeń, Franek poczuł za sobą jakieś niewidzialne oko, które śledziło każdy krok jego. Spotykał często jedne twarze w różnych miejscach, zaglądające mu w oczy, jakby najtajniejszą myśl z głębi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
61
DZIECIĘ STAREGO MIASTA