Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.
74
J. I. KRASZEWSKI

— Nie — do jutra przecie nic się mi nie stanie, a krew zatamowana.
Kłamał Franek, bo przez kilkoro prześcieradeł czerwone plamy już przeszły i powoli spadały z nich krople na podłogę, ale musiał uspakajać matkę.
Ktoś wyjrzał oknem; patrole, milczące, jak posągi, na koniach stały wszędzie, jakieś postacie czarne snuły się w ciszy pod domami. Stare Miasto było widocznie pod strażą jeszcze, nikt się na ulicę nie ważył wyjść.
— Zresztą jam i cyrulika niepewna — odezwała się Jędrzejowa — wiem, że chodzi golić generała jakiegoś... Zmoskalał!
— Gdzie zaś! — przerwała dziewczyna — Samam słyszała, jak mówił, że, ile razy mu się do brody z brzytwą przybiera, aż mu ręka drży, tak się chce go płatnąć.
— Aco, krew? — spytała matka. — Tyś bardzo blady!
— Nie! Nie! Zwyczajnie — zmęczony jestem; napiłbym się wody — rzekł Franek, dobywając głosu z piersi.
— Słuchajcie-no! — zawołał Młot po rozmyśle. — To tam zgniecenie nogi, to nic; a to płatnięcie w skroń, to mała rzecz, tylko bardzo widoczna. Gdybyście mi dali w co się przebrać?... Franek tak nieopatrzony do rana zostać nie może; z was żadne nic nie poradzi... Jabym tu tak doktora przysłał, że żywa dusza by nie spostrzegła... Znam jednego poczciwego, co nosi mundur moskiewski; powie im, że tu mieszka. Ale sęk, że i mnie się w ręce policji z tą szramą dostać nie chce.
— Daj już pokój! Siedź, siedź do rana! Nic nie poradzim! — szepnęła smutnie Jędrzejowa.
— Gdybyś mnie jejmość posłuchała! — przerwał Młot. — Ja wszystko ślicznie zrobię, tylko kapelusz Jejmościn licho weźmie.
— Mój?... A to jak?
— Muszę się przebrać po kobiecemu, to mnie przecie