Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.
75
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

przepuszczą; wąsów, chwała Bogu, nie mam jeszcze. Dajcież mi byle jaką spodnicę z przeproszeniem, chustkę, salopę, a nadewszystko kapelusz.
Jędrzejowa skoczyła uradowana.
— I tybyś to zrobił? — spytała, całując go w zakrwawioną głowę.
— Nie zrobiłbym, ale zrobię, moja Jejmość, i to póki jeszcze gorączki trocha jest i złości wyniesionej z boju; bo znam moją naturę, że potem siły mnie odbiegną. A — dodał na ucho — i krwi mam pełne buty, i noga puchnie.
Starej łzy się puściły, jak groch, z oczu i odepchnęła go powoli.
— Nie, nie! Toby było okrucieństwo!... A nuż pochwycą? To być nie może! Nie pójdziesz!
Ale wtem spojrzała na syna i postrzegła, że twarz jego coraz stawała się bledsza, a na podłodze kałużka krwi zgęsłej przekonywała o niebezpieczeństwie, bo się coraz zwiększała. Chłopak trzymał się siłą duszy całą, ale co chwila mgliste jakieś mroki i białe płatki przesuwały mu się przed oczyma, sen gorączkowy go ogarniał.
Młot znikł, skinąwszy na służącą. Postrzegł i on, że było pilno potrzeba ratunku; pochwycił pierwsze suknie kobiece, jakie znalazł; śmiejąc się, ale drżący, je przywdział, a gdy się przejrzał w zwierciedle, sam się sobie zadziwił... tak był podobny do ładnej, trochę mężnej i silnej dzieweczki. Tacy to bohaterowie, o twarzach nieporosłych, do największych ofiar byli zdolni. Despotyzm, jak klimat gorący, wczesną wyradza dojrzałość.
Nie można było świecić po wschodach; odemknięto drzwi ostrożnie, i w ciemnościach zsuwać się począł Młot z opuchłą nogą ku dołowi, co chwila sycząc z bólu. Gdy nareszcie z wielką biedą dowlókł się do drzwi, znalazł je zamknięte; a stróż, który, drżąc, przy nich czatował