Ze świtem jednak, niepostrzeżona, wymknęła się z mieszkania poczciwa służąca Kasia, wziąwszy dzbanek w rękę, niby po wodę; ale ze dzbankiem pobiegła na Podwale, mimo żandarmów i policji.
Choć tak rano jeszcze, w oknie Anny blade już migało światełko; nie wiedziała ona nic jeszcze o losie przyjaciela, ale nie spała noc całą. Była w pobliżu walki; na placu zamkowym, żandarmi ją odepchnęli, ledwie do domu przed naciskiem żołdactwa schronić się mogła; słyszała krzyki, jęki poruszyły jej serce, przeczuwała w nich głos brata. Z opowiadań o rannych, o potratowanych, niepokój stworzył marzenia, które jej usnąć nie dały. — Płakała, modliła się, drżała, czekała dnia, ażeby wybiec i dowiedzieć się. Poczciwe serce ubogiej dziewczyny, Kasi, wszystko to zrozumiało, przeczuło, poleciało do niej wprost, ale drzwi jeszcze znalazła zaparte przed moskiewską tłuszczą i musiała stukać długo, nim jej stróż, łając i przeklinając, otworzyć raczył.
Pierwszy to raz przychodziła do tego domu, nie wiedziała nawet, jak się dostać do Anny, ale instynkt ją prowadził; widywała pannę w oknie, zrozumiała, kędy do tego okna wschodami trafić było można; dopukała się do kucharki, zbudziła służącą, posłała ją do Anny.
Nie było chwili do stracenia. Chorego potrzeba było przenieść gdziekolwiek, aby go uchronić od straszniejszej nad śmierć cytadeli. — Gdy drzwi pokoju Anny otworzyły się o tak niezwykłej godzinie, biedne dziewczę na pierwsze ich skrzypnięcie domyśliła się nieszczęścia.
Dobra wieść nigdy tak nie śpieszy, czeka ona przebudzenia, szanuje sen; — złowroga pędzi, ściga, aby co żywiej w szpony pochwycić serce człowieka. Nim służąca otworzyła usta, Anna już się porwała, konwulsyjnie zaczęła ubierać. Od wczoraj czuła nieszczęście — czekała na nie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.
79
DZIECIĘ STAREGO MIASTA