szość zatwardziałych egoizmem, strachem, pychą śmiała się z tego, przed czem klękać powinna była. Ci męczennicy i święci wysznurowanym adjutantom pałacowym wydawali się demagogją, szują, buntownikami. W kołach urzędowych uczucia miłosierdzia, sprawiedliwości, rozsądku nawet, nikły przez niewolnicze, bałwochwalcze poszanowanie dla silniejszych ciemięzców.
Od małego dziecka do starca, wszystko było gotowe na śmierć; szło na nią spokojnie, bo z tą pewnością w duszy, że ginęło dla prawdy... Czy kaci mieli toż samo uczucie, ten sam spokój?
Jędrzejową biały, jasny dzień nieco uspokoił. Kasia dała jej znać, że Franek był bezpieczny; biedna wdowa odetchnęła i zaczęła machinalnie powracać do powszedniej pracy. Zakrzątnęła się około izby, w której widoczna były ślady wczorajszego nieszczęścia. Uprzątniono pierwszą; gdy weszła do drugiej, gdy ujrzała na podłodze zastygłą czarną plamę krwi synowskiej, pozostałe jeszcze rozrzucone odzieże, płótna zbroczone i wszystko, co tu przypominało Franka, łzy się jej puściły znowu, biedna kobieta załamała ręce, jak w pierwszej chwili, gdy syn jej wpadł zbroczony. Obraz wczorajszy odnowił się w jej oczach, niebezpieczeństwo powróciło na myśl.
Ale potrzeba było uprzątnąć co najprędzej, bo wieści chodziły, że od rana domy przetrząsano. Kaśka pośpieszyła wszystko pozbierać, pomyć, pochować.
Było już po dziewiątej, gdy Jędrzejowa usłyszała stukanie do drzwi i kilka głosów w sieni, domagających się otworzenia; przeczuła policję, której się spodziewała.
— Proszę-no prędzej otwierać!
— Otwieraj, bo drzwi wyłamiemy!
Kasia otworzyła. Weszły jedna za drugą pochmurne figury zwycięzców: cyrkułowy komisarz zimny, sztywny i czujący ogrom i wagę swojego posłannictwa, które mu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.
86
J. I. KRASZEWSKI