Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.
95
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

od orzecha, którą w tłuczku ściśnięto, dziś znowu jestem, jakbym się dopiero narodził.
— Szczęśliwy... ja dużo krwi straciłem.
— Odrobisz ją! Serce ci bije? Prawda? Wiesz przecie, że serce ją fabrykuje; spodziewam się, że w tak porządnej fabryce rzeczy pójdą, jak się należy... ale mi żal, żal ciebie, że ty nie będziesz z nami!
— A! Jutro, — więc będzie coś? — zapytał Franek.
— Spodziewam się! Demonstracja olbrzymia, przepotężna! Naprzód nabożeństwo na Lesznie za poległych z 25...
— Poległ kto?
— Podobno kilku z ran umarło, ale o to mniejsza... Z Leszna wyjdziemy na Stare Miasto; tu mamy przygotowane obrazy, obrazki, krzyże; przecież Moskale, co się na orły porywają, na godła Chrystusowe rzucić się nie mogą; myślę, że to nas od krwawych scen ocali. U Bernardynów sposobi się pogrzeb na ranną godzinę poczciwego jednego Sybiraka; orszak ze Starego Miasta połączy się z nim, pójdziemy do pałacu namiestnikowskiego i zmusim tych trutniów do jakiegoś stanowczego kroku; przecież i w ich żyłach nie woda płynie, a byle iskra...
— O, nie mówże mi! Ja tu w łóżku, bezsilny, w takiej stanowczej godzinie — to okropnie.
— Pokutuj za to, żeś gorączka; gdy Bóg da triumf, pójdziesz z triumfem w wieńcu laurowym.
— Triumf! — przerwał smutnie Franek. — Czyż i ty możesz mówić o triumfie? Czyż my, biedni, spodziewać się go, marzyć nawet o nim możemy? Czyż dla niego pracujemy? My idziem na męczeństwo, na śmierć, aby dać świadectwo prawdzie!
— Tak, i mimowolnie zwyciężym! — dodał Młot. — Jestem pewny, — tylko razem, tylko śmiało! — jak mówi rusińska piosneczka.