Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

tyś nigdy w piersi serca nie miała — rzekł żywo — i jeśli dziś cierpisz, toś zasłużyła!
To mówiąc, uciekł w las po swojemu.
Myśmy z Jerzym zmienioną, bladą, wzruszoną kobietę przewieźli w milczeniu do Rumianej. Żal mi było serdecznie, żem ją na taką boleść wystawiła; ale mogłażem takie rozwiązanie przewidzieć? Jerzy mi mówił, że Piotr nazajutrz z nim się spotkawszy, złajał go okrutnie, rzucał się do niego wściekle, i wyrzekał, że ją zobaczył.
— Byłem wprzód szczęśliwy — wołał — teraz muszę ztąd uciekać. Muszę gdzieindziej szukać zapomnienia, spokoju, i kto wie, czy je odzyszczę?
Odtąd jużeśmy go nie widzieli, i Jerzy powiada, że gdzieś daleką, nie wiem dokąd, przedsięwziął wędrówkę. Pani Lacka, nad wszelkie moje spodziewanie, nazajutrz wróciła do swej obojętności, milczenia i szyderstwa.
Mówiłam ci w początku tego listu, który zajęłam opisem sceny dziwnej, nie mogąc się wstrzymać, żebym się jej wrażeniem z tobą nie podzieliła, mówiłam ci, Faniu, że Jerzy zimny i milczący. Zaczynam się obawiać, patrząc na to panowanie nad sobą, czy nie za mało ma serca, czy nie zanadto niem szafował? Lecz z drugiej strony, możeż on, bojąc się zawsze posądzeń, pokazać uczucie? Obwiniam go i wymawiam, i sama nie wiem czego chcę. Mój opiekun wyjechał na czas jakiś, dla wymówienia się z włożonego nań urzędu i procesu z moim kuzynkiem kapitanem. Biedny człowiek! jeszcze ja i Jerzy niepokoim go w dodatku! Pisz do mnie, proszę, i wierz, żem zawsze twoja

Irena.