Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

głupi, pewien siebie nie wiedzieć na mocy czego, zbudowany na herkulesa, krzyczący głośno, gotów do bójki, do konia, do kieliszka: typem jest nadto znajomym, żeby go warto opisywać. Każdy powiat ma swego Ogolewicza: mutatis mutandis.
Dalej, w szarej kapocie, z podstrzyżoną krótko siwą głową, bladą twarzą, podżyły już staruszek, sączący po kropelce w milczeniu herbatę przed nim postawioną, chrząkając niekiedy, lub jeżeli się uda głos zabierając z powagą, deklamuje nieskończenie długo, ze szczególnym doborem wyrazów, a niewielką logiką. Jestto dosyć majętny obywatel, który całe życie starał się i stara ożenić, na poszukiwaniu tem mozolnem tracąc lata, a tysiącem zawodów stetryczały, skwaśniały, zdziczony; jeżeli mu się nadzieja uśmiechnie, wesół do dzieciństwa i wyśmienity gaduła. Zowią go w powiecie kawalerem per excellentiam: jestto pan M. Rzeżycki.
Przy nim młody jego krewny, z Berlina niedawno wracający, Paweł-Chryzostom Rzeżycki, dopala cygaro z gracją zupełnie cudzoziemską, zdumionym parafianom okazując niesłychanej długości kamizelkę, a nadzwyczaj krótki surducik. Cały czas przeznaczony na naukę za granicą przehulał; mimo to coś mu się z lekcji, rozmów i dorywczo czytanych książek w głowie plącze: plecie więc androny, zwłaszcza gdy trafi na nieuków, między którymi za bardzo mądrego uchodzi. W innem towarzystwie, posępny i milczący, dowodzi, że nie tak jest głupi, jak się zdaje. Próżnowanie jest w nim pierwszą namiętnością.
Obok z pokorą przysiadł się poczciwy i nieoszacowany Cyncyrankiewicz, człowiek nieświadomego pochodzenia, całego powiatu najniższy sługa, pieczeniarz i