Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

dylską, nibyto hrabianką. Wziął po żonie majątek, bo była jedynaczka, rodziła się z Przyjemskiej; dobra familja, stara: bardzo zacny dom, ale zszedł na kądziel. Pamiętam nawet...
Pan Sumin. Jakże idzie gospodarka?
Ja. Zwyczajnie jak u nowego gospodarza: przyjedźno bracie i sam zobacz, to mi poradzisz.
Pan Sumin. Chętnie będę panu bratu służyć.
Koniuszy. Na polowanie do niego jechać: lasy, niech go nie znam!
Pan Sumin. Pan brat myśliwy?
Ja. Żeby to był czas, ale gospodarstwo!
Pan Sumin. Oj! i ja tak samo! jeszcze w dodatku i dzieci; rzadko się człowiek wybrać może, ale nie bez tego...
Pani Suminowa. Nie narzekaj kochanku, polujesz dosyć często.
Koniuszy. Co to za często, może raz w tydzień parę godzin i urywanego: to licha warto.
Suminowa. A pan koniuszy bo co dzień podobno?
Koniuszy. A co ma robić stary próżniak? ot bąki strzelam. No i do mnie tam przyjedźcie panie Janie.
Pan Jan. Jak tylko się obsieję a chłopców do szkół odwiozę.
Koniuszy. E! ba! to nie rychło będzie! No, a jakże się tam chłopcy uczą w szkołach?
Pan Jan. Starszy wziął promocję z pochwałą dzięki Bogu, a młodszy żeby nie chorował, toby był wziął toż samo, prawdaż?
Chłopak się zarumienił i wlazł w kątek poglądając z uśmiechem na matkę.
Pani Suminowa. Już to powiem dziadowi, że