Nie umiałem i na to odpowiedzieć, przysięga byłaby jej uwłaczała i mnie; ale widziała z oczów, z kilku próżnych słów tłumnie do ust się cisnących, żem nie kłamał, że czułem.
Odjechałem pijany, szalony: piszę jeszcze w gorączce, zapewne to list ostatni... szczęśliwi nie piszą. Bądź zdrów.
Z góry cię proszę, nie dziwuj się długości tego listu kochana Faniu; wiele a wiele rzeczy mam ci donieść: chcę, żebyś wszystko wiedziała, chcę, żebyś tam przeczytawszy moje dzieje, mogła westchnąć życzliwie za mną. Rozumiem potęgę błogosławieństwa i siłę życzeń przyjaznych.
W ostatnim liście[1] donosiłam ci, zdaje mi się, że wszystko jeszcze było na dawnej stopie. Mój opiekun, chociaż poprzestał już gwałtownie się sprzeciwiać wszelkiemu staraniu Jerzego (a śladu jego nie było i domyślał się tylko z trafnością przywiązania), niemniej zawsze jeszcze korzystał z każdej zręczności, żeby mnie zastraszać przyszłością. W końcu widać, że zwrócił uwagę na niego baczniejszą i sam począł innego o nim
- ↑ Listu tego kopji nie mamy.