Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.
— 44 —

przybyłemu i zapraszał go do śniadania, gdy poważny Graba podziękowawszy, wziął go na stronę.
— Mam ci dwa słowa powiedzieć na osobności — rzekł, i wziąwszy pod rękę gospodarza, wyszedł z nim do przyległego pokoju. Samurski podbiegł na palcach za nimi, podszeptując:
— A przynajmniej niech publicznie ciebie i mnie przeprosi!
Ale drzwi zamknęły się nielitościwie przed nosem doradcy nim dokończył.
— Kochany panie Konstanty! — odezwał się Graba, biorąc go za obie ręce i wpatrując się w twarz młodemu człowiekowi — gdybym nie szanował rodziców twoich, nie miał dla ciebie prawdziwego przywiązania i z serca nie życzył ci dobrze, nie widziałbyś mnie u siebie. Nie przypisuj mojego przybycia żadnej intrydze wyborowej: jest ono krokiem przyjacielskim.
Paliwoda skłonił się w milczeniu.
— Chcesz-li przyjąć radę starego przyjaciela domu i życzliwe przestrogi człowieka, który radby cię widzieć na takiem stanowisku w społeczeństwie, na jakiem być powinieneś? Nie obrazi cię rada?
Mimowolnie Paliwoda czuł potęgę człowieka, któremu uledz był zmuszony; uczuł w sobie coś niewytłumaczonego, co mu wzbraniało postawić się przeciwko panu Grabie, jak się zwykle stawił przeciw innym: odpowiedział więc ze wzruszeniem pewnem, powolnie:
— Czemużbym miał dobrej rady nie usłuchać?
— Cieszę się tem twojem usposobieniem — odparł Graba — Samurski musiał ci donieść com mu powiedział, gdy do mnie przyjechał z myślą prowadzenia cię na marszałka. Powiedziałem mu coś nakształt tego, co