branymi w społeczność i stanowiącymi wcale co innego od pojedyńczo wziętych; ale ja mam moje powody, dla których może nie będę. Bawcie się dobrze za siebie i za mnie! — dorzucił smutnie i uśmiechając się, wyszedł nagle.
Zmienił się człowiek, zmienić się musiał zapewne i sposób pisania: bo mowa i pismo muszą malować tego, od którego pochodzą. Daruj mi, ale już dawne listy moje, wesołe i puste, dziś się powtórzyć nie mogą; i jam inny daleko: tybyś mnie nie poznał, tybyś się zaparł mnie może. Dawno nie pisałem do ciebie, a czuję potrzebę wylania się przed kimś. Tyś nie tak obojętny, nie tak bez serca jak inni, do którychbym pisząc, dał się na pośmiewisko: więc znowu piszę do ciebie, Munciu, i nie spodziewam się, żebyś mi odpowiedział szyderstwem.
Nie pamiętam o czem ci donosiłem w liście ostatnim: mniejsza już o to. Wiesz przecie, żem od dni kilku w powiatowem miasteczku, powinienbym napisać od kilku miesięcy, bo te dni krótkie tak są odmienne od dawnego mojego życia, iż się zdają o całe lata od niego odległe.
Znasz z moich listów ostatnich tajemniczego pana koniuszego Sumina, równie sfinksowatego kapitana, zacnego Grabę, z którym jestem ciągle prawie, i całe tutejsze towarzystwo: naszkicowałem ci je w kilku moich listach. Niedawno mieliśmy bal w miasteczku, na który