Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

niach i zabiegach. Jeźli się kiedy uda nieszczęśliwemu Polakowi wydrzeć ze szpon tych, zawdzięcza to raczej nieudolności swych stróżów, niż przebiegłości przyjaciół, niekiedy do zuchwalstwa posuniętej rozpaczy.


∗             ∗

Panna Celina po gwałtownej chorobie jakby cudem przychodziła do zdrowia, ale wstała z łóżka inną prawie kobietą; z wesołego dziewczęcia stała się poważną, zamyśloną niewiastą, na której ustach dziewczęcy uśmiech wesela już nie zawitał. Czoło pokryte dumami, zasępione zdradzało głęboką pracę duszy, oczy jakby przygasłe patrzyły zda się wewnątrz więcej, niż na świat boży. Całe dnie rozmyślała chodząc w milczeniu, zadumywała się, przebiegała swoją izdebkę niespokojna... walcząc z sobą i gotując się do walki z losami.
Poczciwa ciotka nie opuszczając jej na chwilę, goniła wzrokiem, usiłowała odgadnąć, ale słowa się z niej dopytać nie mogła. Nieraz kilkakrotnie powtórzone pytanie nie doszło nawet jej uwagi... budziła się potem niby przestraszona i nieprzytomna.
Tak lub nie, było zwykłą na pytania natarczywe odpowiedzią, oderwana od dumań po chwili wracała do nich znowu.
Troskliwa opiekunka, która tego stanu ducha, pogrążonego w sobie, zrozumieć nie mogła, uważała go za skutek lub dalszy ciąg choroby. Zresztą w jej oczach pokryte nader, choć nie zrozpaczone położenie ojca, usprawiedliwało biedną Celinę.
Poczciwy doktór, który ją w chorobie doglądał, i teraz jeszcze przychodził czasem odwiedzić swoją pacjentkę, przynosząc jej wieść od ojca, lub jakie słowo pociechy od Pawła. Celina posłała mu była Naśladowanie Chrystusa Pana... które odtąd go nie opuszczało... Wzorem innych skazanych na długie bez-