Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

łzami w oczach, nie mogąc się rozstać z błogosławionej przeszłości pamiątkami.
Ze wsi co chwila przywlókł się ktoś płacząc do dworu, mamka panienki, siostra mleczna starego jegomości, kumy, dzieci do chrztu trzymane, przyjaciele, słudzy.
Wszystko to w niepewności, co jutro sprowadzi, stękało, załzawione oczy wycierając, podsędek rozdawał dożywocia, rozdarowywał grunta, ale poczciwym ludziskom jego samego i ojcowskiego serca żal było.
Trzaskowski, (który jak u nas pospolicie mówiono) nastawał po nim, był bardzo dobrym i łagodnym człowiekiem, ale z tamtymi się żyło, znało i tyle lat przebiedowało! Ostatnie dni były ciężkie a smutne. Niektóre sprzęty już powywożono, rozdarowano, inne stały jeszcze rozrzucone w nieładzie, czekając jaki je los spotka. Celina chodziła stawała i ocierała łzy. Każdy z tych pokojów coś jej z krótkiego życia przypominał.
Podsędek i Celina mieli razem wyjeżdżać za granicę, ciotka, która część sprzętów zabierała, wybrała sobie schronienie w klasztorze, nie chcąc na starość z kraju wyjeżdżać. Choć Jagłowski mówił o prędkim powrocie, choć był on niby w zamiarze... z innych słów domyślać się godziło, że już może nie rychło, albo nawet nigdy nie powrócą do kraju.
Był to ostatni dzień pobytu w Radziszewie, oczekiwano na przyjazd Trzaskowskiego, który przybywa objąć nowe dziedzictwo. W dziedzińcu stała milcząca gromada z wiosek do Radziszewa należących... po pokojach na pół pustych chodził ojciec z założonemi na piersi rękami i córka sparta na jego ramieniu.
Staremu łzy kręciły się w oczach, ale udawał obojętnego, aby Celiny nie dręczyć. Przez okno widać było ogród zasadzony przez podsędka, i w dali pola a lasy. Stanął napoić się tym widokiem i nie mogąc powstrzymać, rzekł: