Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

nagle — jeśli to taki łotr... to on umyślnie mówił, że do Dubna pojedzie, a pewnie licho go wie, dokąd się wybrał. Trzeba go ścigać po wszystkich gościńcach.
Pułkownik milczący głową kiwnął.
— Do sprawnika! Nie ma co się rozmyślać, trzeba użyć najgwałtowniejszych środków.
Domawiał tych słów, gdy szmer zrobił się w sieniach i wysoka postać kapitana sprawnika niespodzianie ukazała się na progu. Dwaj przyjaciele zmierzyli się oczyma i zrozumieli wejrzeniem.
Sprawnik natychmiast skinieniem za drzwi wszystkich wyprawił.
— Wiecie co się dzieje! — rzekł Paramin gdy zostali sami.
— Cyt! cyt! bez wrzawy! na co było robić tyle hałasu.
— Ale wiecie?
— Wiem pewnie więcej niż wy! Odebraliście pisma sekretne.
Sprawnik ruszył ramionami.
— Przecież cały powiat na mojej głowie. Aleksy Iwanowicz... ważne nadchodzą wypadki... trzeba się wziąć za ręce.
Podali sobie dłonie milczący.
— Wy już jedno zrobiliście głupstwo.
Policmajster westchnął.
— Czortże wiedział co to za ptaszek!
— Ja go widział wychodząc od was i ja wam mogę teraz na śmiało powiedzieć, co to za ptak, bo ja go znam dawno.
— Wy go znacie? a czemuż?
— Cyt — ktoby się był mógł domyśleć, że ta bestja skazana na Sybir za politykę... ośmieli się tu pokazać.
Paramin usłyszawszy te słowa, rzucił się rozpaczliwie.