mógł domyśleć. Któżby tam był o tej porze, jeśli nie on?
Przeszedł potem do drugiego okna od pierwszego pokoju i stąd wyraźniej jeszcze dojrzał pannę Różę i mężczyznę, siedzącego przy łóżku starca. Załamał ręce stary i począł drżeć. Stał tak chwilę, a ktoby był mógł dojrzeć powiek starego, zobaczyłby łzy na nich... na twarzy wyraz politowania i zdumienia.
Wahał się długo, co począć... milczący przechodził z okna do okna... Wtem panna Róża wyszła z pokoju, ze świecą; przypomniała ona sobie, że w spiżarni była resztka wina, którem chciała Pawła pokrzepić... Okno spiżarni niezaszklone, żelazna tylko krata dzieliła od podwórza. Posuwające się światło prowadziło starego Froima, który podszedł do niskiego zakratowanego otworu w spiżarni. Nie było ani chwili do stracenia. Panna Róża dobywała butelki, gdy stary żyd zawołał:
— Nie lękaj się panna! dwa słowa...
Mimo to Róża krzyknęła, ale poznawszy głos Froima, przyszła do siebie.
Szybko, wyraźnie półgłosem Froim odezwał się do niej:
— Sprawnik z żandarmami u mnie... wie o panu Pawle... do rana ja go strzymam... ale niech ucieka... niech ucieka i śladu po nim żeby nie było... niech ucieka! Słyszysz waćpanna i rozumiesz?
— A! słyszę i umieram ze strachu!
Żyda już nie było.
Sprawnik pił pierwszą szklankę herbaty, gdy Froim zbłocony, zmęczony, wzdychając, powrócił.
— Byłeś tam?
— Byłem.
— Jest?
— Jeszcze go niema... stary bardzo chory... ale pytałem sługi, wczoraj, ani dziś nikogo nie widzieli... W domu niema chleba kawałka.
— Niech zdychają! — zawołał sprawnik — to ka-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.