był niejaki Pratulec, mający — jak wiemy — cząstkę w Olszowie.
Innocenty Afanasowicz Pratulec rodem był Małorosjanin, z tego zakąta uprzywilejowanego za Dnieprem, który tyle wydał znakomitych urzędników. Miał on ten przymiot, wszystkim współziomkom swym właściwy, że potrafił robić równie dobrze swoje interesa u rządu, i rządowe dla siebie, i obywateli z rządem i wszystkich świętych z nieświętymi. U niego zawsze wilk był syty, a koza jeśli nie cała, to przynajmniej żywa. Kieszeń zaś jego bądź co bądź wypełniała się przy każdej sposobności. Pratulec, który już był i policmajstrem i sprawnikiem (nie licząc, że w stopniu kapitana wyszedł z piechoty jako ranny i protegowany przez komitet inwalidów), byłby może służył dłużej, choć nieco kulał, ale go spotkało nieszczęście — coś, gdzieś w jakichś rachunkach zabrakło, poszedł pod śledztwo, okazało się, że był jak dziecię nowonarodzone niewinnym, bo podkomendny jego (który nagle zmarł w więzieniu) popełnił nadużycie... wszelako oddalono go ze służby. Ożenił się potem z córką duchownego, nabył znaczną część Olszowa i zajmował się niby gospodarstwem. W istocie mająteczek swój puścił w dzierżawę, a sam, lubiąc wesołe towarzystwo, zamieszkiwał w Dubnie.
Pratulec był dobry, słodki, grzeczny, wesoły w towarzystwie... pokorny... i z Szuwałą oddawna w najściślejszych stosunkach.
Los nadarzył, iż dla majątkowej sprawy przybył do miasta i odwiedził sprawnika... starym obyczajem. Zastawszy go smutnym, że byli sami, począł go badać.
— Co tobie jest?
— Co mi jest?... Mnie żywcem djabli biorą — rzekł mu Szuwała — posłuchaj — i opowiedział mu całe zdarzenie.
Pratulec był człek praktyczny, bardzo rozsądny, bywalec... zamyślił się.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.