Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

był na odgłos wdzięków panny i nie bez intencji. Człowiek młody, bardzo przystojny, znakomicie wychowany, miły, oczytany, muzykalny, podobał się nawet pannie Celinie.
Twarz jego miała wyraz smutny i poważny, oczy czarne, ogniste, pełne były myśli i uczucia; uśmiechał się rzadko... Nosił żałobę i mówił, że niedawno ojca utracił, co tłómaczyło smutek jego, ale nic uniewinnić nie mogło od obojętności dla tak ślicznej panny, której zdawał się jakby umyślnie unikać. O ile panna Celina sama szukała jego towarzystwa, o tyle on był chłodnym, usuwającym się od bliższej znajomości... ostrożnym prawie. Pannę to tem więcej intrygowało, że młody mężczyzna, wyraźną mający wyższość nad tymi, których znała i widywała, dość się jej podobał. Jako jedynaczka i nawykła do posłuszeństwa, nie dała też panu Pawłowskiemu emancypować się i wzięła go szturmem trzeciego dnia... tak, że cały wieczór musiał z nią na rozmowie przepędzić.
Trzeci to już bowiem dzień bawił ów pan Pawłowski w Radziszewie.


∗             ∗

Czwartego dnia, pochmurnym rankiem wszedł do pokoiku Pawłowskiego, na dole, od sieni, przyjaciel jego Załowicki, który stał osobno z Rabczyńskim.
— Słuchajno, panie... jakie ci mam dać imię?
— Jakie chcesz, byle nie moje.
— No to cię nazwę Celinjuszem chyba, bo wczoraj...
— Ale zlituj się! nie żartuj ze mnie! — ofuknął Pawłowski.
— Nie o tem mowa, to między nawiasami — dodał, siadając na łóżku Załowicki. — Słyszałem, że się sprawnik kręci po powiecie, i z Kołków żydek dał znać przez chłopa, że nocował tam, a ma na obiad tu przy-