Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

— Milcz... Wstawaj.. Uchodź pan... niema chwili do stracenia... Dom otoczony...
Paweł jakby cudem odzyskał przytomność, narzucił na siebie suknie milczący, chwycił papiery i broń... Drżąca rączka wiodła go za sobą.
Przeszli salę. Paweł nie wiedział ani dokąd szedł, ani co się z nim działo. Celina prowadziła go, śpiesząc się, lecąc... W trzecim pokoju była na wypadek rabunku zrobiona mała kryjówka, do której wiodła podnosząca się blacha w kominie. Był to loszek ciemny, szczupły, wilgotny, w którym stała tylko szkatułka z papierami podsędka. W dwóch słowach wskazała mu ją Celina, otwarła, wepchnęła go niemal, zamknęła silnie i biegiem wróciła do swojego pokoju, rzucając się, jak bezprzytomna pod kołdrę.
W sam czas, gdyż niemal w tej samej chwili do głównych drzwi dobijać się zaczęto... Powoli ludzie się budzili, słychać było kroki spieszne, bieganie, krzyki, stukanie drzwi i szczęk szabli i głosy gniewne i spór... i kłótnię żywą i przekleństwa... Jak długo trwało to wszystko, panna Celina nie mogła obrachować.. W trwodze tej każda chwila zdawała się wiekiem.
Teraz widocznie rozpoczynano jak najpilniejszą rewizję w całym domu... Od salonu wyraźnie dochodziły ją głosy wrzawliwe, płaczliwe, napastliwe, pokorne...
— Nie mógł uciec! — wołał Szuwała — O! o! ostawiłem dom do koła wprzódy, żywa dusza się z niego nie wymknęła... To nie może być. Zrewiduję, zburzę... spalę dwór a znajdę...
— Ale panie pułkowniku — ozwał się gospodarz — nie przeczę, że niejaki Pawłowski nocował u mnie... czemuż nie mógł ujść, posłyszawszy wprzódy od nas, że dom otaczają? Któż go wiedział, kto był, a myśmy go nie pilnowali.
— Nie mógł ujść — bijąc pięścią w stół wołał