Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

Ulituj się... nic ci nie zrobię... pójdziesz wolny... nie będę ścigał... daruj życie.
— Nie — krzyknął Paweł — nie, znam cię, nie wierzę... Gdybyś mnie przepuścił, będziesz innych ścigał i dręczył, dziki zwierz nie pozbywa się natury swojej... tyś do tego stworzony... Jeśli wierzysz w Boga... módl się... bo zginąć musisz... Mam sześć strzałów, a jeden z nich przeznaczony, żeby cię zgładził i oczyścił świat z potwory... Klęknij i módl się — podły.
Sprawnik upadł na kolana... modlitwa mogła go ocalić, ludzie nadciągnąć...
— Pawle, na cienie twej siostry cię zaklinam... przysięgam ci — porzucę ten kraj, służbę, wszystko. Co ci z tego przyjdzie, że mi życie odbierzesz? Ciebie będą potem szukać, ścigać, wezmą, pochwycą... ja cię puszczę... ja ułatwię ucieczkę... klnę się... na honor wojskowy... Pawle, na cienie twojego ojca...
Ale Paweł rozwścieklony jeszcze walką, puścić go nie chciał, rewolwer trzymał nad nim, choć ręka z gniewu i zmęczenia mu drgała... Szuwała poczuł, że nieprzyjaciel mięknie... podwoił modlitwy i prośby.
— Jeszcze raz, przysięgam ci, pójdziesz cały... daruj mi życie... Słowo żołnierskie... Pawle... tyś człowiek...
Paweł słuchał, wzgarda odmalowała się na dumnej jego twarzy; puścił go nareszcie popchnąwszy tak, że runął na podłogę... ale rewolwer trzymał jeszcze podniesiony.
— Nie chcę się plamić bezecną krwią twoją — zawołał, spuszczając broń — Żyj! zobaczę jak też spełnisz uroczystą przysięgę, co ci ocaliła życie. Ale pamiętaj! jeśli ludziom wmięszanym w sprawę moją włos spadnie z głowy... jeśli będziesz śmiał prześladować Radziszew... choćbym ja miał zginąć... znajdzie się ktoś... co ci łeb roztrzaska... nie ja to inny... pamiętaj!
Gdy się pułkownik zbierał podnieść z podłogi,