skrzywił do uśmiechu, ale jakiś niepokój na zmarszczonem czole i w błysku oczów znać było... Nie tego też się może spodziewał — chciał go mieć zdrowym, żywym a wziął niemal trupa, bezprzytomnego i... może już zamilkłego na wieki. Zrewidowano loszek, chatę, poryto ziemię dokoła... podarto suknie Pawła, popruto odzież, wszystko... ale papierów, których zajadle szukano, nie znaleziono przy nim żadnych... Zeńczewski miał czas podrzeć je i popołykać...
Tak się skończyła ta wyprawa ostatnia, zwycięzka; Szuwała powrócił z niej zmęczony, blady, czując się słabym, i musiał, pisząc raport, wypić całą rumu butelkę, aby nieco siły odzyskać. Czy go dopiero teraz obumarłe ruszyło sumienie, czy nie to otrzymał czego pragnął — to pewna, że smutny był i przybity.
Pratulec zabrawszy konie kare, z nieco rozjaśnioną twarzą pojechał do domu.
Więźnia z powodu stanu jego, nie można było gdzieindziej umieścić tylko w wojskowym lazarecie — lekarze bowiem po pierwszem obejrzeniu zaraz zdecydowali, że za życie ręczyć nie mogą, chyba przy największej pilności. W oddzielnej celi, pod najściślejszą strażą złożony został Paweł. Dwóch lekarzy, jeden miejscowy, drugi wojskowy podjęli się leczenia.
Strzał jeden przeszedł piersi, ale tak szczęśliwie, że żadnego ważniejszego organu nie naruszył — kula przebiegła na wylot i nie pozostała w ranie. Druga utkwiła w biodrach, prześlizgując się po kości, nadwyrężyła ją i za skórą zawisła. Oba postrzały nie były śmiertelne, ale przez spóźniony ratunek wiele krwi uszło, a samo wrażenie wypadku i położenie rannego dalszy przebieg choroby niebezpiecznym czyniło.
W ręku lekarzy Paweł po kilku godzinach odzyskał zupełną przytomność, otworzył oczy... usiłował z piersi zedrzeć bandaże i niedopuścić leczenia, ale głos doktora i groźba, że mu ręce związać każe, jeśliby się miotał — uspokoiła go.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.