Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Gość nieznany.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.

z dużym świecącym kamieniem położył na stole, skłonił się i wyszedł z chaty.
Wiaduch wyszedł za nim na podwórze. Tutaj podróżny jeszcze raz podziękował za gościnę, siadł raźno na wierzchowca i wydostawszy się za wrota, śpiesznie odjechał. Wkrótce zarośla zasłoniły go.
Gdy Wiaduch powrócił do izby, zastał wszystkich zapatrzonych w pierścień. Był on z czystego złota, a na przedzie miał prześliczny kamień. Nie mogli mu się nadziwić i nacieszyć nim.
Tylko Wiaduch był zadumany. Starał się odgadnąć, kim był ten gość.
Już się dobrze zaczynało ściem-