Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Gość nieznany.pdf/4

Ta strona została uwierzytelniona.

nad chłopską potrzebę. Sama chata wyglądała tak biednie, że nikt po niej nie domyślał się rzeczywistego dostatku gospodarza.
Jednego wieczora jesiennego, gdy Wiaduch właśnie powracał z pługiem do chaty, mając przy sobie syna i parobka, a żona jego stała w progu domostwa, oczekując męża i syna z wieczerzą, ukazał się na drodze mężczyzna, mogący mieć lat trzydzieści, który prowadził za sobą kulejącego konia. Ubrany był jak dostatni ziemianin, a z przyborów, które miał ze sobą, widać było, że z łowów powracał.
— Hej, gospodarzu! Głodny jestem i zmęczony! — zawołał, stanąwszy za płotem. — Nie dalibyście